Pierwszy taki piękny słoneczny i ciepły dzień spędziłam w Gziniance w gospodarstwie agroturystycznym niedaleko Dąbrowy Chełmińskiej, niezwykle urokliwym, spokojnym miejscu na łonie natury. Rodzinna atmosfera, położenie oraz smaczne jedzonko to atuty tego miejsca.
Na terenie gospodarstwa znajduje się staw rybny, grill, plac zabaw dla dzieci z piaskownicą, huśtawką oraz domkiem do zabaw dla dzieci. Myślę, że z takiego domku nie jedno dziecko nie będzie chciało wyjść.
Niezwykłą atrakcją dla dzieci są tu zapewne zwierzaki: czarne owieczki, baran, kucyk Kuba, pawie, bażanty i inne ptactwo. Oj na te pawie i bażanty to się napatrzeć nie mogłam.
A jedzonko jakie pyszniutkie, rosół z perliczki z makaronem własnej roboty, na drugie danie ziemniaki, surówki i pyszny nadziewany pieczarkami schab. Oj, że tez nie można zjeść na raz kilku takich obiadków. Gospodarze agroturystyki sami wytwarzają produkty kuchni regionalnej: chleb na liściu chrzanu, sery dojrzewające, kiełbasy, pasztety, powidła, dżemy. Wszystko bardzo smaczne i bardzo zdrowe, wiem co mówię nie raz już próbowałam.
W Gziniace odbywają się również zajęcia edukacyjne – przyjemne z pożytecznym z ozdabiania techniką decoupage.
Ta rodzinna atmosfera, bardzo sympatyczni gospodarze i urok tego miejsca powoduje, że chce się tam wracać i odpoczywać od całego tego zgiełku świata.
Znalazłam też w Gziniance wiosnę;)
Jak macie jakiś wolny weekendzik albo nie wiecie co robić w wakacje to polecam to miejsce na wypoczynek. Zajrzyjcie na ich stronkę tutaj.
Kolejny post obiecuję będzie robótkowy, miałam chwilową twórczą niemoc czyli brak weny twórczej .
Oj, ale sielsko i anielsko:)
Jejku, ale rozkoszne miejsce…czemu tak dalekoooooo buuuuuuuu
Fajnie mieliście – pozazdraszczam troszeczkę Wiolu
lubię takie klimaty
Cudne miejsce!! Dzięki za fotorelację.
Cudowne miejsce. Poczułam się jakbym i ja tam była :).
Widać, że przyjemne to miejsce 🙂
Ale tam ładnie
Ciekawa nazwa:) Śliczne zdjęcia:) Może i na rodzinne wakacje, ale chętnie pojechałabym tam sama..choć na parę dni w ciszy i spokoju (aczkolwiek już po jednym dniu pewnie kazałabym sobie przywieźć Zosiulkę:))